Komentarze: 4
Delikatna niczym pajecza przedza smuzka swiatla dotyka mojej skory. Bezruch powietrza i dzwieczaca w uszach cisza nakazuje wstrzymac oddech. Topiacy sie wosk nie parzy. Oblepia przyjemnym cieplem opuszki palcow i zastyga przyjmujac ich ksztalt.
Spokoj przerwany pstryknieciem zapalniczki, cichym sykiem zapalanego papierosa. Pograzona w sloncem pachnacym zamysleniu, automatycznie wypijam lyk kawy. Zimna.
Blisko, bo moje, bo we mnie. A gdyby tak podazyc szlakiem znanych mi smakow znaczonym? Posluchac jak trawa rosnie, popatrzec na jednostajna struzka plynacy czas. Byc. Wyciszyc, uspokoic, ukolysac mysli rozedrgane.